Opowiadanie:  Sztorm !   

 

Autor:  azyl_polityczny

 

 

I

 

Nic nie zapowiadalo zmiany pogody. Nie bylo goraco, ale tez nie bylo zimno. Pogoda wrecz wymarzona do odpoczynku.

We wspanialym nastroju polozylem sie na plazy. Nie bylo piekacego slonca, ale i  nie przyjechalem sie tu opalac, tylko odpoczac. Napelnic pluca swiezym morskim powietrzem zawierajacym duze ilosci jodu.

Ze wschodu powiewal lekki wiaterek i przyjemnie muskal twarz. Lezac na brzuchu obserwowalem jak fale swymi malymi jezyczkami próbuja wydostac sie na brzeg. W oddali prawie na krancu horyzontu witac bylo maly zagiel jachtu plynacego w kierunku Gdanska, który niczym paw strojacy swoje piórka powolutku przemierzal mile morskie wykorzystujac tylko sile wiatru. Pomyslalem... przyjemnie byloby tak poplynac gdzies daleko. Gdzies gdzie nie ma nikogo, gdzie w spokoju i ciszy mozna byloby sie oddac naturze. Z dala od codziennych problemów, smutków i nieporozumien, które zwykle nas otaczaja i które zdawaloby nie maja konca. Tak patrzac w dal powoli przenosze sie w swiat wyobrazni usmiechajac sie od czasu do czasu. Poczulem sie jakos sennie. Tak tu bylo milo cicho, tak spokojnie tylko szum morza, odglosy ptaków latajacych nad woda, które co jakis czas prawie nurkowaly za pozywieniem i pewnie z radoscia unosily sie znów w powietrze trzymajac schwytana zdobycz w swoich ostrych jak igielki szponkach. Podlozylem sobie dlonie pod brode i spojrzalem na wydmy porosniete trawa, która falowala na wietrze niczym (…) i nagle obudzil mnie potezny odglos czegos z czym nigdy nie mialem do czynienia.

Zerwalem sie na równe nogi uderzajac w cos glowa nie czulem rzeczywistosci, nie wiedzialem gdzie ja wlasciwie jestem, bujalo mna jakbym wypil ze 4 piwa, a wiem,  ze nic nie pilem. Co jest grane ??  Gdzie ja jestem. Powoli zaczalem kontaktowac. jakos powoli wydostalem sie na zewnatrz i w tym wlasnie momencie zanim zdazylem sie zorientowac gdzie ja wlasciwie jestem, zanim zdazylem pomyslec co ja tu wlasciwie robie, ogromna fala przetoczyla sie przez poklad jachtu, na którym sie znajdowalem przechylajac go na bok .Morze miotalo naszym jachtem jak skorupka orzeszka, który przechylal sie prawie do granic mozliwosci. Nie bylo czasu na myslenie i zastanawianie skad tu sie znalazlem i co ja tu robie. Jedyne co mi przychodzilo do glowy to utrzymac sie na pokladzie. Ktos krzyknal, zeby przypiac sie paskami. Wszystko bylo by dobrze tylko jaki pasek i gdzie. No ale cóz bylo robic, chwycilem sie jakiejs barierki i staralem sie utrzymac na pokladzie. Wszystko mi sie po wywracalo. Marzylem o wyprawie jachtem, o pieknych miejscach, o romantycznym rozmyslaniu, a tu znalazlem sie nie wiem skad, nie wiem jak na jakiejs malej lupince i to w samym srodku sztormu.

 

II

 

Bylem bardzo wyczerpany, rece mnie bolaly, jednak nie przestawalem sie trzymac, ale jak dlugo wytrzymam nie wiem. Wiatr miotal mna jak wstazeczka przypieta do warkoczyka malej dziewczynki, która gdzies tam pewnie juz dawno skryla sie w przytulnym domku i usmiechnieta tuli sie do swojej mamusi, wiedzac ze zawsze sie nia ktos zaopiekuje i zawsze jej ktos pomoze. A tu liczysz tylko na siebie. Pomocy z nikad. Zaczynam powoli czuc, ze ramiona zaczynaja mi odmawiac posluszenstwa. Dlonie zrobily sie sine od zimnej, slonej wody. Caly czas mysle co robic, co zrobic jak juz nie wytrzymam, jak opadne z sil i nie bede w stanie sie utrzymac.

Tym czasem sztorm przybieral na sile zdawaloby sie, ze gorzej juz nie moze byc, ale najgorsze mialo dopiero nadejsc. Nagle potezna fala z sila gromu uderzyla w nasza lupinke i prawie wywrócila nasz jachcik. W ulamku sekundy znalazlem sie w szponach zywiolu, z którym zaden czlowiek nie moze sie równac, nie mówiac juz o pokonaniu. Zanurzylem sie pod woda czujac ogromny ból w prawym ramieniu. Najwyrazniej w czasie upadku musialem sie gdzies uderzyc. Opanowal mnie paniczny strach i praktycznie nie myslalem o niczym tylko o wydostaniu sie na powierzchnie. Bezradnie machalem rekoma, ale ból sie nasilal, byl prawie nie do zniesienia. Cale zycie w ulamkach sekundy przemknelo mi przez glowe. Widzialem swoje dziecinstwo  które zawsze uwazalem za nie udane, a teraz wydawalo sie takie piekne, widzialem piekne miejsca które zwiedzilem, zachody i wschody slonca i wreszcie dziecinstwo moich dzieci które jeszcze sie bawia i które pewnie chcialyby mnie jeszcze zobaczyc.  Z tymi obrazami  które przesuwaly sie w mojej glowie czulem, ze juz nie ma dla mnie ratunku, ze nie wyjde z tej kawaly. Pomyslalem wtedy o nie, to nie mój czas. Czlowieku nie mozesz sie poddac. Jestes jeszcze komus potrzebny. Masz jeszcze cos do zrobienia na tym swiecie. Tak myslac postanowilem za wszelka cene wydostac sie na powierzchnie. Zaczynalo mi juz brakowac powietrza, ale wytrzymam pomyslalem. Musze sie wynurzyc tam na pewno ktos mi pomoze. Wreszcie wyplynalem. Zlapalem duzy lyk powietrza przez zacisniete zeby, bo woda wdzierala sie wszedzie. Staralem sie jak najdluzej utrzymac na powierzchni. Ktos musi mnie zauwazyc. I tak tez sie stalo. Zauwazylem katem oka, ze ktos z jachtu do mnie krzyczy, ale nie slyszalem go. Fala uniosla mnie do góry i zobaczylem w odleglosci okolo 5 metrów kolo ratunkowe. Musze do niego doplynac. To jednak bylo chyba najdluzsze 5 metrów w moim zyciu. Ja ciagle plynalem, a ono zdawalo sie ciagle oddalac. Jestem juz tak blisko , a zarazem tak daleko. Zmusilem sie do wiekszego wysilku i udalo sie mam. Trzymam je. Chwycilem sie tak mocno, ze sila, by mnie nikt od niego nie oderwal. Wiedzialem juz, ze bedzie dobrze. Powolutku ciagneli mnie w swoja strone. Próbowalem sie usmiechnac z radosci, ale to chyba byl tylko jakis martwy grymas i z pewnoscia nikt by nie zauwazyl, ze sie usmiecham. Jestem na pokladzie. Przywiazali mnie do jakiej barierki, a tu nagle znów potezna fala.

Poczulem przerazajace zimno i smak slonej wody. Podnioslem glowe. Hm i jakiez bylo moje zdziwienie.

 

III

 

 Serce walilo mi ze zdwojona sila i strasznie bylo mi zimno. Ale bylem na brzegu. Jezu pomyslalem. Co za sen. Jak milo miec grunt pod nogami. W prawdzie bylem mokry ale, ale to woda zalala moje miejsce lezakowania. Wiatr sie zerwal i fale sie wzmogly, jednak do sztormu jeszcze daleko. Czemu mi to sie przysnilo, czemu akurat taki sen, nic nie przychodzilo mi do glowy. Byc moze bylo to jakies przeslanie. A moze faktycznie ktos jeszcze mnie potrzebuje. W kazdym razie uswiadomilem sobie, ze zycie  choc trudne i skomplikowane, czasami sprawiajace problemy i trudnosci nie do zniesienia jest najwspanialszym darem jaki czlowiek otrzymal. I tylko dzieki nam samym moze byc naprawde piekne. Z drugiej strony patrzac, cóz warte bylo by zycie, gdyby wszystko bylo piekne, latwe, ludzie zyli w dobrobycie, nie mieliby zadnych problemów i trosk, wszystko byloby w zasiegu reki, byloby ono po prostu nudne. Popatrzylem jeszcze w dal, usmiechnalem sie sam do siebie i bylem szczesliwy, ze to byl tylko sen. Znów poczulem sie bezpiecznie, pelen zapalu do zycia, którego nieraz nie doceniamy, ciagle tylko narzekajac i placzac, mówimy jak to nam zle , a nic nie robimy zeby bylo lepiej. Wlasciwie wracajac do tego co mi sie przydarzylo. Trzeba zyc w kolektywie. Trzeba zawsze miec kogos takiego na kogo zawsze mozemy liczyc i nie koniecznie to musi byc ktos nam bliski, mam tu namysli rodzine. Ale ktos kto potrafi sluchac, w ciezkich chwilach zawsze znajdzie dla nas kilka minutek i wyslucha tego, co chcemy powiedziec, kto pojawi sie w momencie, kiedy wszyscy zdawaloby sie nam najblizsi wyjda. Taki prawdziwy przyjaciel. Czasami sama rozmowa czyni wieksze cuda niz mozemy sobie wyobrazic.

No ale koniec moich rozmyslan. Wystarczy jak na jeden dzien. Ciemne chmury nad Baltykiem sprawialy, ze zaczelo sie szybko sciemniac. Wiatr sie zrywal coraz wiekszy i wypychal ryczace fale zakonczone bialymi nastroszonymi grzebieniami do polowy plazy, a woda zabierala ze soba wszystko, co napotkala na drodze. Spojrzalem w dal, ale nieszczesnego  jachtu juz nie bylo. Z pewnoscia zdazyl wplynac gdzies do portu i teraz czeka az wszystko ucichnie, a zaloga popija w mesie piwko cieszac sie i rozmawiajac a w duchu myslac znów sie udalo.  Ja wsiadlem do mojego samochodu i ruszylem w strone domu. Popatrzylem jeszcze w strone morza i usmiechnalem sie. Pomyslalem hihi wole jednak smigac samochodem. Jakos zglodnialem przez to wszystko.

 

KONIEC